Kto nie lubi chodzić i oglądać staroci na targowisku niech się nawet nie przyznaje ;) ;) czego tam nie można znaleść, właściwie jest chyba wszystko, ale najwięcej to rupieci, rzeczy nikomu i do niczego nie potrzebnych, przechodząc po targowisku zawsze mnie zadziwia ludzki talent do wszelakiego zbieractwa, czasami sprzedający są tak poobstawiani różniego rodzaju przedmiotami, że się zastanawiam gdzie oni to wszystko trzmają :)
W czasach kryzysu chodziłam tam z nadzieją że uda mi się kupić coś czego nie mogę dostać w sklepie ale nie było tam niczego innego jak to co miała moja mama pochowane w workach na strychu, szmaty które nadawały się już tylko na przemiał.
Moja niechęć wzięła się pewnie stąd że jako najmłodsze dziecko musiałam nosić ubrania po swoich starszych siostrach a tak bardzo chciałam mieć coś swojego, nowego, a rzeczy które tam sprzedawali było to dokładnie takie samo dziadostwo które ja znałam ze swojego podwórka a mnie się tak bardzo marzyły rzeczy nowe a nie po kimś,
to takie małe skrzywienie z dzieciństwa :)
Dzisiaj patrzę się już troszkę innymm okiem, choć nadal twierdzę że nie wszystko co stare musi być piękne a już z pewnością nie jest antykiem i chyba jednak nie wszędzie można zobaczyć coś ciekawego, ot typowa giełda staroci, gdzie nadal się usliłuje sprzedać płaszcz który pamięta jeszcze czasy pra, pra babci i stare buty gdzie mieszkała mysz ;)
ale dlaczego PCHLI TARG, skąd się wzięła ta nazwa :)
Nazwa pochodzi ze średniowiecza, wtedy również handlowano używanymi ubraniami, a że ludność niezależnie od statusu społecznego nie była z higieną zaprzyjaźniona, można było wraz z ubraniem nabyć takie malutkie niewinne " zwierzątko "
Czasami arystokracja rzucała na sprzedaż swoje ubiory, które niejednokrotnie były zapchlone
i zawszone, ale taka pchła arystokratka miała już zupełnie inną wartość :) :)
Ooo, w tych koralikach na pewno żadna pchła by nie wyżyła, a coś by się dobrało:) Uwielbiam takie stragany, choć rzadko na nich coś kupuję, jak coś warte jest kupienia to zwykle mnie na to nie stać, a jak stać, to zwykle nie warto;) Zresztą zawartością swoich szuflad i szaf tez mogłabym kilka straganów zapełnić;)Lubię klimat takich targowisk, miesza się tam czas i historia:) Pozdrawiam w noc śnieżną i ciemną:)
OdpowiedzUsuńWitaj! I ja jestem milosniczka pchlich targow, choc nie daje sie nakusic na kazdego okaza czy smiecia jaki tam maja. A jeszcze bardziej lubie zwiedzac sklepy z antykami gdzie jakosc rzeczy na sprzedaz jest zupelnie inna i niejednokrotnie mozna znalezc prawdziwy skarb. A nad nazwa nigdy sie nie zastanawialam - teraz wiem, dzieki Tobie, tak jak ta ciekawostke o folii. Z pozdrowieniami - Serpentyna
OdpowiedzUsuńNie przepadam za takimi starociami być może dlatego, że tutaj u mnie jest tego sporo. Czasem się zatrzymuję i patrzę jak ludzie szukają, szperają, pytają i oglądają pewne rzeczy z wielkim interesem... i w końcu kupują. Zastanwiałam się do czego im służy potem np. stary płaszcz lub coś podobnego... mój mąż też się długo parał wszelkim takim zbieractwem; nie mogłam na to patrzeć i by była zgoda w domu sprzedał niemal wszystko - płacono za to całkiem przyzwoicie... kilka rzeczy pozostawił, bo wartość tych historycznych rzeczy rośnie z dnia na dzień.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam skąd się wzięła nazwa pchli targ - dzięki Tobie wiem! :-))
Ja jestem wielbicielką targów staroci. Interesują mnie meble i bibeloty. Chociaż w Jeleniej Górze jest cudowny sklep z używaną teatralną odzieżą i eksponatami. Można wyszperać sporo ciekawych dodatków nadających klimat domowi, a przy okazji posłuchać ciekawych opowieści właścicielki.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Pchle targi i dziś się wlasnie na taki wybieram, wszak niedziela ;) może znów znajdę jakiś zagubiony wśród rupieci "skarb" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
"Wcześniej nigdy nie lubiłam targowisk, zawsze kojarzyły mi się one z biedą i tandetą" - dokładnie tak jak ja.
OdpowiedzUsuń"Moja niechęć wzięła się pewnie stąd że jako najmłodsze dziecko musiałam nosić ubrania po swoich starszych" braciach - jak teraz o tym myślę, to faktycznie coś w tym jest...
"Dzisiaj patrzę się już troszkę innymm okiem, choć nadal twierdzę że nie wszystko co stare musi być piękne a już z pewnością nie jest antykiem" - no, dokładnie. Ja teraz uwielbiam szwędać się po takich giełdach i oglądać i podziwiać, raczej rzadko coś kupować...
Pozdrawiam
Utrafiłaś w sedno.Nie wszystko co stare musi być piękne.U nas na rynku jest pan który sprzedaje właśnie efekty "zbieractwa".Zastanawiam się co nim kieruje.Chyba tylko świadomość,że coś robi a nie siedzi i marudzi,że mu żle.Klientów to on chyba nie ma ale rozkłada,czeka i dzień mu mija między ludżmi.Podziwiam faceta")
OdpowiedzUsuńNa targach staroci jest wszystko ,lubię po nich chodzić bo między "plewami" można wyłowić ziarno.I radość przeogromna.
Arystokracja-no cóż.Przydawały im się młoteczki do zabijania wszy pod perukami.Arystokratyczne wszy.
Pozdrawiam")
bywają piękne starocie, ale generalnie unikam grzebania w starzyźnie :)przypomniał mi się zabawny wiersz "Pchła Szachrajka" :D
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam takie klimaty.... ale bardzo często kończy się właśnie na łażeniu i oglądaniu. Cuda!
OdpowiedzUsuńWiększość towaru to niestety szmelc. Ale udało mi się trafić kilka fajnych rzeczy. Cieszyłam się, ze np. książki nie trafiły na przemiał, lub mam ramki za 1 zł do oprawy obrazków, kupowałam nici i serwetki bawełniane. Za ciuchami się nie oglądam, ale jak znajdę spory kawał lnu lub jedwabiu - biorę.
kocham targi staroci, właściwie niejako zmuszana w dzieciństwie do chodzenia co tydzień na taką giełdę nasiąkłam na tyle, żeby docenić piękno wielu przedmiotów, które niekoniecznie chciałabym widzieć w swoim domu. I choć niewiele antyków u mnie, to najukochańszym meblem jest kredens zrobiony a latach 20 XXw, w małej fabryce we Wrocławiu...Na szczęście ma małą tabliczkę znamionową, stąd wiem. Na giełdzie nie byłam dawno, ale już mnie wzywa, może tym razem się uda :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię targi staroci, znam polskie i niemieckie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że w większości to "szmelc", a wartościowe rzeczy mają ceny "z kosmosu", ale zawsze coś wypatrzę i do domu przytargam.
Nic nie przerabiam, po prostu gdzieś lokuję i cieszę się klimatem, które te przedmioty mojemu domu nadają.
Nawet wielbiciele nowoczesnych wnętrz czują się w nim dobrze, a mnie tylko o ten "klimacik" chodzi, wartość tych rzeczy nie ma żadnego znaczenia.Pozdrawiam.
Ciekawe czy teraz też można dostać pchełkę gratis?:) Ja zdecydowanie mam za rzadko okazję odwiedzać tego typu targi.... co niekoniecznie jest złe dla kieszeni, jako że sprzedawcy mają czasem dziwne pojęcie, że jak coś nie jest nowe to jest antyczne i w związku z tym trzeba cenę wywindować do niemożliwości. Na szczeście nie wszyscy kierują się taką logiką:):):)
OdpowiedzUsuńBuziolki ślę i życzę miłej niedzieli:)
taaak..nie trzeba mieć 'tego' bardzo dużo..czasami wystarczy coś..co stworzy klimat, który pokochamy...pewnie apetyt wzrasta w miarę jedzenia..niemniej warto doceniać 'rzeczy z duszą' wszak mają one swoją historię..Pozdrawiam. Pchełka
OdpowiedzUsuńTaka skarbnica jest miejscem , z którego ciężko mnie wygonić ...mogłabym spędzać tam wiele godzin nad każdą rzeczą się roztkliwiać ...uwielbiam atmosferę takich miejsc przyprószonych tajemnicą , dawnymi czasami i tym specyficznym zapachem :) Pozdrawiam goraco
OdpowiedzUsuńTeż jestem wielbicielką różnego rodzaju staroci pięknych, z przeszłością i z duszą .Takich, które wprawiają w zachwyt, zadumę i na widok, których oczy robią się duże i maślane..... Moja droga w Twoich postach naprawdę można znaleźć wiele ciekawostek i odpowiedzi na pytania …...bez odpowiedzi ..... :) :) :).Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO tak, bywają i pchły arystokratki, i pchły szachrajki;)Cudeńka wypatrzyłaś obiektywem:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLubię targi staroci :) Czasem kupię jakiś drobiazg a czasem nie...Ogólnie lubię przyglądać się starym przedmiotom...
OdpowiedzUsuńA ja się trochę obawiam staroci i energii, którą ze sobą niosą przez dziesięciolecia :)
OdpowiedzUsuńWolę sama dorabiać historię moim zakupom świeższej daty :)
Mój Tomek to nałogowiec...tzn uzależniony jest od takich miejsc, w każdym nowym miejscu zaczynamy zwiedzanie od 'pchlego..' ale i ja lubię, i sporo pięknych rzeczy 'upolowałam'...pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj, w tych koralikach to bym poszperała! Staram się nie chodzić na takie targowiska, bo mam straszne ciągoty do kupowania różnych "przydasiów" i jak pisze pięknie Ata, choruję wciąż na "miecia".Byłam na takim targu staroci w Monachium, ale nie było mnie stać na to, co było naprawdę godne kupienia.A było naprawdę mnóstwo fajnych i starych rzeczy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Lubię takie miejsca i zazdroszczę tym którzy je mają na tzw. "rzut beretem". W Krakowie, co prawda odbywa się co tydzień giełda staroci, ale ceny, delikatnie mówiąc - nieprzystępne :) Dziękuję za wyjaśnienie pochodzenia nazwy pchli targ - zastanawiałam się całkiem niedawno nad tym. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńale tu różności :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Paula
Hihihi...nie mialam pojecia skad wziela sie ta tajemnicza nazwa. Az strach pomyslec jak wygladaly owczesne targi...:)
OdpowiedzUsuńMusze przyzanc,ze dla mnie miejca te sa wciaz pelne zagadek, tajemnic i wszechobecnej historii. Czasem jednak sama jestem w szoku jakich rzeczy ludzie pragna sie pozbyc.
Ja tez uwielbiam starocie i wszelakie bazary z podobnycmi artykulami ku wielkiej niecheci mojego malzonka, ktorego ciagam gdzie tylko wiem, ze mozna cos ciekawego chocby obejrzec!
OdpowiedzUsuńBo przeciez nie zawsze cos kupie, ale gdybym mogla to zamienilabym dom w targ staroci!
A ze jakas pchelka sie byc moze pojawi to nawet i smieszne bylby taka artystokratke goscic :)
Specjalnie na taki pchli targ nie chodzę, chyba że spotkam gdzieś po drodze, to sobie popatrzę. Nigdy jednak nic tam nie kupiłam. Tych przedmiotów różnych, a szczególnie tych codziennego użytku, chyba bym nigdy nie kupiła. Odpychało by mnie to, że nie wiem kto tego używał i czyją to było własnością. Może na dwie garście koralików bym się skusiła ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)))
Rozyna
Na targi staroci jeżdżę od ponad 20 lat po całej Polsce.I uwielbiam ten proceder (; włącznie z wypatrywaniem okaleczonych mebli
OdpowiedzUsuńW moim rodzinnym mieście takie targi odbywają się w każdą ostatnią niedzielę miesiąca .
Ale "zwierzątkom" mówię stanowcze NIE! (;
Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie.
Pat
Mam słabość do pchlich targów. Kiedyś mieszkałam w pobliżu takiego i wprost uwielbiałam wtapiać się w ten dziwny świat tandety, osobliwej starzyzny, rzeczy nijakich i nikomu do niczego niepotrzebnych.
OdpowiedzUsuńOczywiście pośród tego znajdowały się perełki.
Mnie jednak zawsze bardzo ciekawili ludzie, którzy handlowali tymi wszystkimi rzeczami.
Często ukradkiem obserwowałam ich, wpadały mi w ucho strzępy rozmów.... jakże to inny świat....
I nadal uwielbiam wszelkie targi.. najbardziej jednak te pchle...
Ściskam :)
Haa..haa spodobało mi sie określenie"arystokratyczna pchła".
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszelkie targowiska ze starociami. Parę lat temu nabyłam za 10.00 zł,ogromny abażur do stojącej lampy, pleciony z cieniutkich bambusowych listewek i woskowanych rzemyków. Przystosowałam go jako klosz do lampy nad stołem w kuchni. Wygląda cudnie. Ostatni mój nabytek to dwie fikuśne filiżanki ze spodeczkami,całe pokryte złoceniami, za jedyne 5 zł. Najbardziej lubiłam myszkować w starociach na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. Teraz już tam nie bywam ale muszę się wybrać, bo to kopalnia prawdziwych skarbów. Pozdrawiam serdecznie.
Hehe, nie wiedziałem że to stąd 'pchli' targ. Powiem szczerze, że raczej nie zaglądam w takie miejsca, bo za bardzo nie mam na to czasu, ale bardzo lubię stare rzeczy, antyki. Każdy z nich kryje w sobie jakąś długą historię. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuń"...ale taka pchła arystokratka miała już zupełnie inną wartość :) :)"
OdpowiedzUsuńUśmiałam się serdecznie a tego mi trzeba ostatnimi czasy. Mimo, że zazwyczaj milczę co nie jest zbyt ładne z mojej strony to uwielbiam do Ciebie zaglądać :*
pozdrawiam
Ivonn
Wiesz, ja myślę, że te z naszego dzieciństwa chyba były inne. Teraz to istne bogactwo. Dla tych, którzy lubią wszelkie unikaty, wielu się nie znajdzie już w sklepach, wiele ma ogromną wartość, a nieraz i są tam istne dzieła sztuki. Oczywiście, buble i byle odpady też są. Ale jak fajnie taki "cudo" wyłowić! Ja dosyć często bywam u nas w Bytomiu na znanym już jarmarku staroci. Czasem wystarczy mała odnowa i och i ach... piękny dodatek w mieszkaniu. P.S. Jadziu, wyślę za chwilę maila, bardzo proszę, otwórz. Pozdrawiam ciepło,choć u nas zima aż piszczy!
OdpowiedzUsuńmój mąż od lat chodzi na targi kolekcjonerskie, które w moim miejsce od niemal 30. lat odbywają się w ostatnia niedziele miesiąca. Ja czasem też skuszę się. Wiele fajnych rzeczy można nabyć, a czasem naprawdę okazje złapać:)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że nie żyjemy w średniowieczu :))))
OdpowiedzUsuńTragi staroci lubię, ale typowym zbieraczem nie jestem bo miejsca brak na te skarby;)
Pozdrawiam ciepło.
Lubie takie miejsca... sama nie wiem czego w nich szukam ale cos w nich jest, chyba samo patrzenie, szperanie sprawia pewna przyjemnosc i tajemniczosc... :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. M
Przecież, to istne perełki :) mój mąż, to dopiero uwielbia giełdy staroci :)aż oczy mu się błyszczą :)
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam :)