24.12.2010

Bieżnik.....



Pierwsza myśl, niewielki obrus na ławę ale niestety nie miałam wystarczającej ilości kordonka, dlatego postanowiłam robić tak długo aż do zupelnego go wyrobienia, więc zupełnie nie wiedziałam jakiego wymiaru będzie, ot po prostu mały eksperyment :)


 Chociaż wygląda tu na zdjęciu jak kolor biały to zupelnie biały nie jest, powiedzmy raczej biały przybrudzony, osobiście podobają mi się kolory z " babcinej szafy " czyli z lekka pożółkłe

 Nie mam ławy i zupełnie nie wiem jakiego wymiaru one są, moj bieżnik ma 43x69 ale jak się okazało na niewielkim stole też prezentuje się całkim dobrze

 To tyle co udało mi się wprodukować w tym roku, przyszły rok chciałabym rozpocząć tą
" nieszczęsną " koronką klockową na która ciągle brakuje mi czasu, może w końcu mi się uda.
I to będzie również mój ostatni wpis w tym roku, odpoczywajcie, świętujcie i wkraczajcie w 
Nowy Rok twórczo i z humorem :) :)

18.12.2010

" W sieci ".......



Nasza klasa, facebook, blogi itp, itd, nie musi tam dawać o sobie znać,żeby zostawić po sobie ślad w necie
wystarczy już  założyć elektroniczną pocztę i już jesteśmy w
" SIECI "
Możemy strzeć i bronić swoich danych na wszelkie możliwe sposoby,ONI już nas mają. Dostając maila z reklamami czasami zastanawiam się skąd mają mój adres, ale właściwie to one przestały mnie denerwować a przyznam się że z ciekawości czasami zerknę na jaką przynętę tym razem mam się złapać ;)

 Chwilami  wydaje mi się że jestem w stanie znieść każdą głupotę w necie i przy tym nawet nie zdenerwować ;), ale niestety jest jedna rzecz która chyba nie przestanie mnie drażnić a mianowicie listy z prośbą o pomoc które otrzmuję. Nie, nie sama prośba o pomoc mnie denerwuje ale forma jej pisania

 Rozumiem że ludzie w swoich zwątpieniach i bólu szukaja pomocy wszędzie gdzie jest to możliwe, szuka się pomocy dla zwierząt, dla przyrody, dla zdrowia i szuka się jej na różne sposoby, drogą internetową, przeróżne akcje, ulotki itd, itd i rozumiem że czasami trzeba dołożyć " trochę " grosza, wiara w to lub nadzieja że się uda, przerasta chwilami  zdrowy rozsądek i to wszystko naprawdę jest zrozumiałe

 Najczęściej przychodzą listy z prośbą o pomoć dla dzieci, tylko forma z jaką są pisane listy, wzbudza we mnie zupełnie co innego niż współczucie, już sam początek listu skłania mnie żeby nie czytać go dalej, cytuje
" Błagam, przeczytaj.....," to nie jest łańcuszek, po pierwszych 3 zdaniach będziesz wiedzieć o co chodzi: Przeczytaj uważnie! jesli usuniesz ten list będzie to oznaczać że nie masz serca..."
potem coś o błogosławionm dziecku przez Boga i szczęsliwym dotychczas życiu no i oczwiście że za pomocą jakiegoś tam portalu dostaną 10-30 centów za każdego wysłanego maila, mając świadomość jak bardzo kosztowne są tego typu zabiegi, a przynętą bedzie jakiś tam fajny obrazek którego i tak nie zobaczę

 Po pierwsze już samo przesyłanie tego listu każdej kolejnej osobie jest właśnie niczym innym jak formą łańcuszka, po drugie żeby wzbudzić wiekszą litość w nas chrześcijanach, odwołuje się do Boga, jednocześnie zostajemy szantażowani że jeśli tego nie zrobimy to znaczy że .... ," zostaję traktowana batem i marchewką " po czym daje się nam do zrozumienia, jak marne pieniądze będą się należały tym ludzią ( jeśli w ogóle je dostaną  ) a ile pieniędzy zgarną za taką usługę same portale,
i tu właśnie zostaję złapana w " sieć "
zaplątana w sieci między własnym sumieniem a zdrowym rozsądkiem, jedynie co do mnie z takiego listu dociera to nie żal i smutek, tylko hipokryzja tych " biednych " ludzi którzy usiłują wzbudzić nieudolnie we mnie uczucie litości i wymuszając niejako pomoć, czy to naprawdę tak ciężko po prostu napisać czego oczekujemy i potrzebujemy, zamiast wspierać się wszystkimi świetymi jednocześnie z góry pomstować za nieokazaną pomoc.Puszczam ten wspis w sieć z nadzieją że dotrze tam gdzie należy i być może skłoni do opamiętana sie.

27.11.2010

Pchła na sprzedaż.......



Kto nie lubi chodzić i oglądać staroci na targowisku niech się nawet nie przyznaje ;) ;) czego tam nie można znaleść, właściwie jest chyba wszystko, ale najwięcej to rupieci, rzeczy nikomu i do niczego nie  potrzebnych, przechodząc po targowisku zawsze mnie zadziwia ludzki talent do wszelakiego zbieractwa, czasami sprzedający są tak poobstawiani różniego rodzaju przedmiotami, że się zastanawiam gdzie oni to wszystko trzmają :)

Wcześniej nigdy nie lubiłam targowisk, zawsze kojarzyły mi się one z biedą i tandetą.
W czasach kryzysu chodziłam tam z nadzieją że uda mi się kupić coś czego nie mogę dostać w sklepie ale nie było tam niczego innego jak to co miała moja mama pochowane w workach na strychu, szmaty które nadawały się już tylko na przemiał.

Moja niechęć wzięła się pewnie stąd że jako najmłodsze dziecko musiałam nosić ubrania po swoich starszych siostrach a tak bardzo chciałam mieć coś swojego, nowego, a rzeczy które tam sprzedawali było to dokładnie takie samo dziadostwo które ja znałam ze swojego podwórka a mnie się tak bardzo marzyły rzeczy nowe a nie po kimś,
to takie małe skrzywienie z dzieciństwa :) 

Dzisiaj patrzę się już troszkę innymm okiem, choć nadal twierdzę że nie wszystko co stare musi być piękne a już z pewnością nie jest antykiem i chyba jednak nie wszędzie można zobaczyć coś ciekawego, ot typowa giełda staroci, gdzie nadal się usliłuje sprzedać płaszcz który pamięta jeszcze czasy pra, pra babci i stare buty gdzie mieszkała mysz ;)

 Giełda staroci, czasami bardziej adekwatna byłaby  nazwa, giełda gratów ;) ;)
ale dlaczego PCHLI TARG, skąd się wzięła ta nazwa :)

Nazwa pochodzi ze średniowiecza, wtedy również handlowano używanymi ubraniami, a że ludność niezależnie od statusu społecznego nie była z higieną zaprzyjaźniona, można było wraz z ubraniem nabyć takie malutkie niewinne " zwierzątko "
Czasami arystokracja rzucała na sprzedaż swoje ubiory, które niejednokrotnie były zapchlone
i zawszone, ale taka pchła arystokratka miała już zupełnie inną wartość :) :)

19.11.2010

Sweterek z " kota "




Oczywiście że nie z kota ;) tylko z kociej sierści :) :) :)
czasami rzeczy najbardziej absurdalne okazują się prawdziwe, właśnie takie jak np.
przędzenie kociej sierści :) :) :)

 foto Alashiya internet    
 Jakiegoś czasu dużo można było poczytać na temat przędzenia na blogach, aż " zazdrościłam " blogowym koleżankom że miały możliwość " liznąć " tej jak mi się wydaje, interesującej dziedziny rękodzielnictwa, tym bardziej że robią na mnie wrażenie stare egzemplarze kołowrotków w których tkwi dusza jeszcze z czasów Króla Ćwieka albo Spiącej Królewny ;)

foto Wolfgang D.Z. internet                                                          

Ale wracajc do tematu, oglądałam w tv interesujący program o zwierzętach domowych, pokazujący czasami w sposób zabawny naszych przyjaciól na czterech łapach i własnie tu dowiedziałam się że można zrobić na drutach czapkę lub sweterek z kociej sierści :) :)

foto internet                                                                          

Ponieważ nie udało mi się skopiować poszczególnych zdjęć tak żeby były wyraźne i ostre
( przypuszczam że w oryginale też jakość nie jest najlepsza ) odsyłam zainteresowanych TU

1. Kota należy delikatnie wyszczotkować ( jeśli oczywiście na to pozwoli ;) szczotkować należy  w kierunku ogona, dająć mu odczucie że chcemy się z nim bawić, co pozwoli nam na większą ilość wydobycia włosa       
2. Włosy należy zdjąć z grzebienia, rozciągnąć i przesortować, bo napewno napotkamy na węzły i sfilcowany włos
3.Rozczesywać włos należy równolegle do siebie ( na specjalnej szczotce, która ma pewnie jakąś swoją nazwę ale ja nie znaju :/ podczas rozczesywania włos połączy się ze sobą tworząc przędźę, która pozwoli nam ( punkt 4. ) na przędzenie  na kołowrotku, myślę że panie które już przędły będą wiedziały o co chodzi :)

Już od 3cm długości kociego włosa można zacząć działać, jeśli uda nam się skręcić mocno włos to znaczy  że nadaje on się na wełnę, pełna garść kocich włosów waży ok.2 gram, można zmieszać z sierścią innego kota najlepiej już przy rozczesywaniu, autorka tego pomysłu podaje że jeśli chcemy  zrobić sweterek najlepiej jest koci włos łączyć z inną włóczka, po praniu należy się spodziewać że z czasem wyrób zacznie się filcować, z innych źródeł wycztyałam że to samo można zrobić z psiej sierści.

Kocie futerko pomaga na dolegliwości reumatyczne i artrozę,
pod warunkiem że się nie jest na nie uczulonym, no drogie panie przędziarki albo uprząśniczki, 
czyż produkcja takiej wełny nie byłaby dla WAS wyzwaniem ?? :) :) :)                                                 


12.11.2010

Włosy mojej babci....



Jakie są współczesne babcie? zapracowane, umalowane, pędzące stale z duchem czasu, babcie które wcale nie chcą żeby dosięgnął je " babciny czas " a może babcie które na samo słowo babcia dostają gęsiej skórki ;), bo babcia kojarzy się przecież ze starowinką która ma białe włosy jak pajęcza nić, a przecież my wszystkie chcemy wyglądać wiecznie młodo :)


Może obraz tej prawdziwej babci, która ma dla dzieci czas, cierpliwość, dobre serce i zawsze schowanego cukierka w szafce, pomału zaniknie, bo młode pokolenie, coraz później decyduje się na potomstwo i dzieci nie zdążą poznać własnie takiej babci, będą znały tyko babcie z fotografi i opowiadań, będą znały je tylko jako osoby które wymagają opieki .


Moja mama urodziła mnie stosunkowo późno jak na tamte czasy, dzisiaj wiek ten uważa się za zupełnie normalny, teraz kobiety decydują się na dzieci kończąc lat 40, przejmując tym samym rolę matki-babci.Ile miałam lat nie wiem ale wystarczająco dużo żeby zapamiętać obraz babci, ale właśnie nie tej, która siedzi w fotelu i dzierga, albo haftuje lub czyta bajki. Babci ze strony mamy zupełnie nie pamiętam, znam ją tylko ze wspomnień mamy, drugiej babci ze strony ojca, zapamiętałam jako osobę bardzo schorowaną, dotkniętą parkinsonem, chyba nigdy nie zapomnę widoku kiedy jadła zupę która wylewała jej się z łyżki i chyba tej babci się bałam, a może nie samej babci ale schorowanej osoby, choroby której nie znałam.


Obie babcie były mi bardzo obce, można powiedzieć że w ogole ich nie znałam, nie pamiętam tych białych włosów, pewnie spracowanych rąk i zmarszczek które mówiły o troskach, jako dziecko nie poznałam też babcinego dotyku a może nie pamiętam, ale nie mogę powiedzieć że za tym tęsknię, bo czy można tęsknić za czymś czego się nie zna ?


23.10.2010

Dwie strony.....


Dlaczego folia aluminiowa ma dwie strony i którą należy przy pieczeniu położyć na wierzch, błyszczącą czy matową? albo np. przy pakowaniu żywności, czy ktoś się nad tym zasatanawiał ? ja tak :)

Odpowiedz znalazlam bo kto szuka to i znajdzie ;) ;) ;)
Dwie różne strony folii aluminiowej jest niczym innym jak wynikiem produkcji technologicznej
którą otrzymuje się poprzez walcowanie i żeby otrzymać folię o tak małej grubości, 
składa się ją na pół, strona stykająca się z walcem ulega polerowaniu i jest błyszcząca, strona wewnętrzna pozostaje matowa. To czy położymy błyszcząca stroną do góry czy matową, nie ma żadnego wpływu na jakość pieczenia, na opakowaniu nie znajdziemy też instrukcji dotyczącej jej właściwego sposobu użycia

Ale człowiek nie byłby sobą gdyby nie doszukiwał się dziury w całym :)
tak więc zrodziły się rożne teorie na ten temat, jedni twierdzą że, matowa strona przepuszcza ciepło a błyszcząca zatrzmuje, ( folia jest rownież dobrym izolatorem więć niczego przepuszczać nie może ;) więc żeby utrzymać stałą temeraturę, należy żywność zapakować względnie przykryć, stroną błyszczącą do góry.

Inni twierdzą że, skoro błyszcząca strona zatrzymuje ciepło to należy tą stroną bezpośrednio przykryć żywność i nie pozwolić energii wydostać się na zewnątrz, ale jak się tak dobrze przyjrzeć jednej i drugiej teorii, to właściwie wychodzi na jedno i to samo :) :) a wynikiem zapakowania np.gorącego kurczaka lub ziemniaka, bedzie również gorąca folia, bo folia alumniniowa dobrze przewodzi energię

Tak więc czy będziemy w piekarniku zapiekać ziemniaki czy paprykę to i tak się upiecze.

i jeszcze mała ciekawostka która właśnie przyszła mi do głowy i nie jest zupełnie zwiazana z tym tematem a warta jest natomiast wpróbowania :)
jeśli komuś śmierdzi przy odkurzaniu mieszkania, to można niewielką ilośc proszku do prania wysypać na podłogę i wciągnąć go odkurzaczem, wydostanie się przyjemny zapach ktory będzie jakiś czas utrzymywał się w powietrzu :)

2.10.2010

Niespełnione marzena.....


Planujemy dzieci, cieszymy się ich przyjściem  na świat, dotykając je przez skórę chcemy być blisko nich, chcemy przekazać im własne myśli
i nie myślimy o niczym innym tylko o ich zdrowiu

a kiedy już są, dalej myślimy o ich zdrowiu ale pomału zaczynamy w myślach planować ich przyszłość, przyszłość która dla każdego jest niewiadoma, przyszłość która nam się niespełniła, marzenia młodości które pogrzebaliśmy, marzenia które były być może tylko zwykłymi zachciankami, ale właśnie to one  towarzyszą nam przez całe życie.Tylko niestety im bardziej nam dzieci dorastają, tym bardzej się okazuje że nasze marzenia nie muszą być marzeniami naszych dzieci

moja mama chciała żebym była krawcową, ale ja jakoś nie bardzo mogłam wyobrazic siebie w tym zawodzie, jako dziesięciolatek chciałam nawet zostać zakonnicą ;) bo tak bardzo podobały mi się szaty zakonne przepasane sznurem, zajmowałam się tyloma rzeczami że starciłam rachubę w swoich marzeniach, bo tak naprawdę to wcale nie wiedziałam co chcialabym w życiu robić a może brakowało mi po prostu kogoś kto wspierałby mnie w moich marzeniach

 czy dziecko będzie aktorem, lekarzem, piekarzem, muzykiem
w jakim stopniu przyszłość naszych dzieci jest zależna od nas? czy nasze marzenia należy urzeczywistniać w dzieciach, czasami może robiąc im krzywdę, czy nie lepiej jest przełknąć wiadomość że dziecko obiera jednak inną drogę życia i po prostu je wspierać. Prawdziwy talent ponoć będzie tak silny że wybije się sam, a jeśli go nie ma, to czy czas należy pozostawić samemu sobie, mająć nadzieję że w końcu coś się wykluje, ale czy nie będzie to wtedy zmarnowany czas? Chyba jednak warto dziecko namawiać do działania, nawet jeśli jest temu przeciwne, bo tylko robiąc COŚ można odkryć u siebie samego stronę której się w ogóle nie zna.

25.09.2010

Dom motyla.....

 Byłam w takim miejscu gdzie zapomina się o świecie
uśmiech odruchowo pojawia się na twarzy
i myśli się tylko o jednym, o delikatności i kruchości,
o kolorach i słońcu, o pięknie które chciałoby się zamknąć w dłoniach
kolorowe motyle
wesołe motyle
a będzie ich tyle
no ile, no ile

 Dom motyla, fruwają tam motyle wielkości dłoni i przepieknych kolorach,siadają wszędzie na włosach, na ubraniu, rękach, jeśli usiądą na ubraniu trudno je odpędzic :)
  to nie są daktyle
nie krokodyle
to są motyle
ach ile oj ile

Przyjemne ale zarazem dziwne uczucie
jak przed oczami fruwaja motyle takich rozmiarów
i od razu pojawia się odruch chęci dotknięcia i pogłaskania a nawet przytulenia ;) ( nie wiem może takie odruchy mają tylko kobiety haha )
 kolorowe motyle
piękne motyle 
to nie automobile
to są motyle
Życie któdkie i piękne, fruwać w ciepełku i żywić się spijając nektar z kwiatów
nawet banany dostają to się nazywa raj
 
 tańczą motyle
fruwają motyle
cieszą motyle
patrzą motyle


niestety nie udało mi się wszystkich uchwycić obiektywem, bo było ich tyle że w końcu już sama nie wiedziałam którego "ustrzeliłam"albo siadały w takich miejscach że nie mogłam tam dojść
czarne motyle
mroczne motyle 
byle motyle
było ich tyle

szkoda że aparat nie jest w stanie przekazać rzeczywistego rozmiaru motyli wyglądaloby to jeszcze ciekawiej


wiersze o motylach wyszukałam w sieci na portalu literackim

Przepraszam wszystkich którzy byli u mnie zapisani jako obserwatorzy, ale musiałam ten gadżet usunąć, ponieważ zalogowała mi się tam osoba która prowadzi stronę erotyczną i zapaskudzila mi tego gadżeta swoim zdjęciem, komentarz usunełam, ale jak zablokować obserwatora tego nie wiem, usunełam weryfikację obrazkową komentujących, nie wiem czy źle zrobiłam czy nie jeśli ktoś z Was wie jak zablokować obserwatora proszę o pomoc, wtedy będę znowu mogła go wstawić.

dziekuje dziewczyny juz usunelam :)

18.09.2010

Szach Mat.....



Robiąc te zdjęcia chciałam napisać zupełnie coś innego, ale zastanawiając się nad tematem uporczywie wdzierała  mi się do głowy myśl że nasze życie jest trochę jak gra w szachy,
gdzie własne Życie jest naszym przeciwnikiem, nie sprzymierzeńcem, nie towarzyszem ale właśnie przeciwnikiem. Skąd się takie a nie inne mysli wzięly nie wiem, może dlatego że ostatnio dużo słzszę i obserwuję różne sytuacje

Nie pytani o zgodę ustawiamy się dzielnie lub też zostajemy wypchnięci do walki.
Czasami pełni sił i wiary a czasami pełni strachu.
Trudno mówić o doświadczeniu i znajomości reguł gry, bo tego doświadczamy w trakcie.

Tylko jakim należy być człowiekim, żeby ruchy nasze przebiegały płynnie i żeby jak najmniej dać się pokonać, żeby porażki nasze jak najmniej nas bolały


Niektórzy idą naprzód pełną parą, nie zastanawiająć się nad siłą przeciwnika, u niektórych ruch jest celem zamierzonym a jeszcze u innych, każdy nastepny ruch jest długi przemyślany, chcący przewidzieć ruch przeciwnika

Czasami gra trwa latami i wtedy kiedy wydawałoby się nam że jesteśmy na równi z Życiem, ono stawia nam SZACH MAT
Upadek, załamanie, rozczarowanie jest tak wielkie, że nie jesteśmy w stanie się podnieść, ale czy tak naprawdę możemy sobie pozwolić na rezgnację z gry nie szkodząć sobie samemu?

Czasami trudno się otrząsnąc, ale porażka nie oznacza przegranej, zawsze będziemy wygraną jeśli staniemy gotowi do dalszej gry, bo tylko ona nas uratuje przed samozniszczeniem.

11.09.2010

Szkarłatka....



Poprzedni post był troszkę ciężki, to teraz będzie pokojowo i miło, bo kto wie może w następnym znowu się czegoś przyczepię ;)

Szkarłatka azjatycka ( łać. Phytolacca acinosa ) 
Często widziałam w różnych ogrodach, rosła raczej dziko, zwróciła na mnie swoją uwagę jesienią bo wtedy prezentowała się napiękniej, zupełnie mi obca swoim wyglądem, że już nie wspomnę o nazwie, więc nie miałam punktu zahaczenia żeby ją gdzieś szukać, aż kiedyś zobaczyłam ją u sąsiada za płotem, ale niestety też nie znał jej nazwy, powiedział że wyrosła mu sama i tak ją zostawił.
Tęsknota do tej rośliny trwała dobre parę lat i w zeszłym roku wyrosła sobie ni  stąd ni z owąd na kompoście, zauważyłam ją dopiero jak już była sporych rozmiarów ( zdjęcie jw.)

Zrobiłam zdjęcie i wsadziłam na forum, od razu się dowiedziałam gdzie mogę ją " usadowić " polecam wszystkim ten sposób jeśli się nie zna rosliny :) :)
Podano mi że jest to szkarłatka amerykańska, ale żeby utwierdzić się w swojej wiedzy zaczęłam szukać w necie. Dowiedziałam się że wystepuje pod nazwą
szkarłatki amerykańskiej, azjatyckiej, indyjskiej, himalajskiej i shang lu, czyli właściwie niczego się nie dowiedziałam :) bo za każdym razem pokazywało mi się inne zdjęcie szkarłatki, choć właściwe do siebie podobne to jednak inne.

Najczęsciej pokazywała mi się pod nazwą Phytolacca acinosa inne nazwy i zdjecia można zobaczyc tutaj występuje w ok. 30 gatunkach, system korzenny ma stożkowy podobny troszkę do pietruszki, dlatego trudno ją przesadzać bo korzeń rośnie do określonej głębokości i przy wykopywaniu można go uszkodzić, chyba że roślinka jest jeszcze młoda i mała.

Jak podają źródła, roślina w stanie surowym zaliczana jest do trujących, stosowana jest w lecznictwie homeopatycznym i w zasadzie uważana jest za chwast, Polskie informacje podają że jest rośliną rzadko spotykaną i poszukiwaną przez hobbystów, co mnie raczej zdziwiło bo u mnie widuję ją na każdym kroku a i na polskich forach ludzie pokazują ją dość często w swoich ogrodach

Najlepiej prezentuje się w grupie, dlatego szybko z kompostu przesadziłam ją w miejsce które chciałam zasłonić bo mi się nie podobało a nie mogłam znaleść do tego odpowiedniej rośliny.
Skoro można ją spotkać wszędzie i w różnych miejscach, doszłam do wniosku że nie ma specjalnych wymagań glebowych, rośnie stosunkowo szybko i ładnie się rozrasta ( chociaż na kompoście rosła dużo ładniej )
;););)

Roślina wyrasta od 1 do 3 m ( ale chyba nie w naszym klimacie) moja ma troszkę ponad metr, kwiatostany osiąga do 15-20 cm i jest chyba dość odporną rośliną ( tzn. tak mi się wydaje ) zbyt dużego doświadczenia w jej uprawie nie mam bo dopiero w tym roku zakwitła mi po raz pierwszy, ale tegoroczne upały zniosła a i nie zawsze ją podlewałam.

Atrakcyjnie wygląda cały czas. począwszy od momentu kiedy widać tylko pączki bo wtedy są ozdobą liscie dość sporych rozmiarów, aż do przekwitnięcia.
Bardzo interesujące jest obserwowanie procesu dojrzewania,podczas kwitnienia pojawiają się zielone jagody, które stopniowo się zaczewieniają, zmieniająć swoją intensywność aż prawie do czarnego.

Kwiatki nie odpadają, są schowane cały czas za jagodą, i kiedy  jagoda już dojrzeje i odpadnie pokazuje się znowu kwiatki lecz tym razem w kolorze lekko czerwonym, który z czsem przechodzi w intensywną purpurę

I stoi tak długo dopóki cały kwiatostan uschnie, roślina rośnie cały czas wypuszczając nowe pędy i pąki, być może odpowiada jej miejsce i strona gdzie ją posadziłam ( północny zachód)
w niektórych ogrodach widziałam ją już pożółkłą a u mnie jest jeszcze cały czas zielona, choć troszkę już zmęczona, może wytrzyma do pierwszych przymrozków :)

Ponieważ zostało mi jeszcze troszkę miejsca do obsadzenia, spróbuję ją w tm roku posadzić z nasion które sama wyprodukowała, skoro ptaszkom się uadlo na komposcie, to może moja ręka też nie zawiedzie :) :)

28.08.2010

Napisz do mnie list.....



Listy które teraz przychodzą to albo rachunki, albo reklamy, no czasami jak się komuś przypomni to jeszcze kartka na urodziny lub imieniny a o listach miłosnych to już mogę zapomnieć ;) ;) ;)
Teraz najwygodniej i najszybciej to sms-y, albo poczta internetowa, bo można zrobić to w ostatnij chwili, dla mnie osobiście bardzo przydatne bo zawsze zapominam o wszelkich okazjach
ale jak mnie coś natchnie znienacka to wysyłam czasami kartki które sama zrobie, ale korespondencji w dosłownym tego słowa znaczeniau za pośrednictwem poczty to już nie prowadzę.

W bardzo młodziutkich latach, jak jeździłam na kolonie a potem na obozy wędrowne, to część " wiary " wymieniala się adresami i do tego padało oczywiscie hasło " napisz do mnie " dzisiaj bronimy swoich danych i podajemy adresy mailowe względnie nr.komórki, chyba nawet ładne papeterie już nikogo nie kuszą, czy komuś się teraz chce pisać długie listy jak wygodniej złapać za telefon i po prostu pogadać. Skończył się okres wyczekiwań na listy, teraz czekamy na telefony ( zadzwoni albo nie ;) ) sms-y, maile
Już takiej ilości listów jak wtedy to napewno nie dostanę :()
W latach 70-80 były dwa czasopisma obczytywane przez młodzież tygodnik " Razem " i " Nowa Wieś "
Ja się obczytywałam w " Razem" szczególnie dział Ars Amandi ;)
( łac.sztuka kochania ) bo właśnie ten tygodnik wydawał mi się być bardziej intelektualny

Koleżanka czytała " Nową Wieś " zarówno w jednej jak i w drugiej gazecie, były rubryki gdzie młodzież pisała o swoich zainteresowaniach i czasami były to takie głupoty że zrywałyśmy boki ze śmiechu, a że same byłyśmy nie wiele mądrzejsze, postanowiłysmy dla hecy też napisać, właśnie do tej gazety, padło na mnie. Tak długo czekałyśmy na ukazanie się tego adresu że w końcu zapomniałyśmy o całej tej historii
I pewnego dnia kiedy wróciłam ze szkoły, zobaczyłam całą skrzynkę zapchaną listami i zupełnie nie załapałam o co chodzi, dopiero po przecztaniu oświeciło mnie to to mój głupi wybryk

I od tego czasu przez najbliższy miesiąc przychodziło do mnie dziennie ok 20-30 listów, śmiechu było co niemiara, treśc listów była tak barwna jak "barwne" były same listy.
Najwięcej przchodziło listów z jednostek wojskowych ;) i one były właściwie najzabawniejsze, na ogół zawierały rysunki czołgow, żołnierzy i karabinów. Z tych setek listów które dostawałam, wyróżniły sie 3-4 listy które mnie intrygowały treścią i tu była przez pewnien okres dłuższa korespondencja. Poznałam nawet jednego chłopaka który mnie niespodziewanie odwiedził a po jakimś czasie zakochał się w mojej starszej siostrze ;) ;) ;)

Niestety nie zachował się ani jeden list, teraz trochę żałuję że je wszystkie wyrzuciłam, bo znowu byłoby się z czego pośmiać a te które mam to też nie są pisane odręcznie tylko za pomocą komp.
ale te zachowałam już świadomie ;) ;) ;)